Mówienie o wieczności nie jest marzycielstwem ani fantazjowaniem, lecz jest życiem tu i teraz, ale z nadzieją – z ufną nadzieją na spotkanie z Bogiem. Nadzieja rozumiana w ten sposób zawsze kojarzy mi się z mocnym łańcuchem zwisającym z nieba. Myślę też, że wielu z nas, stojąc w tych listopadowych dniach przy grobach bliskich, ma jednak nadzieję, iż kiedyś się z nimi spotka. Pociesza nas myśl, że grób to nie koniec...
By poczuć prawdziwy smak życia, trzeba pamiętać o śmierci. Oriana Fallaci, słynna włoska dziennikarka, którą New York Post nazwał „sumieniem Europy”, wyznała kiedyś: „Śmierć kapie jak woda z nieszczelnego kranu, kapie, ale nie nadchodzi. Wiesz jednak, że przyjdzie, i nie chcesz, żeby to się stało, choć będzie to dla ciebie wyzwolenie”. Śmierć jest przecież równie oczywista jak życie, ale dopiero gdy się z nią zderzamy, przekonujemy się, że życie wcale nie jest czymś oczywistym, jest raczej prezentem, darem.
Pomóż w rozwoju naszego portalu
Cmentarz powinien stać się miejscem, gdzie budzi się w nas głębsza refleksja nad wiecznością, nad tym, co po śmierci, o której w codziennym zabieganiu zazwyczaj nie myślimy. Pytania o życie i śmierć od zawsze intrygowały ludzi. A im dłużej człowiek żyje, tym większy bagaż pytań o kwestie ostateczne dźwiga na swoich barkach. Nie da się chyba uciec od świadomości, że teraźniejszość z przyszłością może zjednoczyć tylko wieczność.
W perspektywie śmierci
Reklama
Ten odwieczny splot teraźniejszości i przyszłości z jednej strony nie zamyka nas na myśl o czekającej każdego z nas śmierci, a z drugiej – nie redukuje teraźniejszości do czegoś, co jest pozbawione związku z naszym ostatecznym przeznaczeniem. Przecież w codzienności, w każdej godzinie naszego ziemskiego życia, budujemy to, co nas będzie kiedyś czekać. Dlatego każdy dzień powinniśmy uważać za fundamentalny i decydujący o naszej przyszłości, a więc przeżywać go w pełni, bez marnowania czasu na błahostki, rzeczy nieistotne, tym bardziej na działania wątpliwe moralnie czy nawet haniebne.
U progu listopada, gdy pójdziemy na groby naszych bliskich zmarłych, warto przypomnieć sobie słowa Jezusa: „Kto we Mnie wierzy, to choćby umarł, żyć będzie” (J 11, 25). To jest zapewnienie, że po śmierci nie spadniemy w nicość czy zimną pustkę, ale będziemy kroczyć ku Bożej światłości. Dla człowieka wierzącego bowiem śmierć nie jest niszczącą siłą, która odbiera radość życia i wprowadza atmosferę smutku czy zwątpienia. Wręcz odwrotnie – prawdę o ziemskim przemijaniu odczytujemy jako zadanie do spełnienia, jako możliwość spotkania z Bogiem miłości. Nasze ziemskie życie – choćbyśmy kategorycznie zaprzeczali – przebiega w perspektywie śmierci, staje się czasem zbliżania się do wieczności w Bogu i czasem mobilizacji. Przecież każda miniona chwila zbliża nas do wieczności.
Miarą człowieka jest wieczność
Reklama
Flannery O’Connor, amerykańska powieściopisarka, gdy miała 18 lat, w swoim dzienniku napisała: „Nie myślę, że Bóg mnie rozczaruje w przyszłości, jeśli się modlę, jeśli staram się wierzyć. Mój drogi Boże, z łaski swojej spraw, abym nie miała nic wspólnego z tym ogromnym dystansem, z jakim świat nauk społecznych patrzy na wieczność”. Wskutek nieuleczalnej wówczas choroby zmarła w 1964 r. w wieku zaledwie 39 lat, ale zostawiła wiele opowiadań oraz powieści, m.in. Mądrość krwi oraz Gwałtownicy porywają Królestwo Niebieskie, które umieściły ją w panteonie XX-wiecznej literatury amerykańskiej. W zacytowanym fragmencie jej wzrok sięga już poza granicę doświadczenia – zwraca się ku Bogu i Jego wieczności, pomimo obojętności i wręcz ironii ze strony dominującej wówczas kultury. Idąc za jej słowami, wszyscy – zarówno wierzący, jak i niewierzący – mogliby podjąć wezwanie i nie zadowalać się w życiu jedynie powierzchownymi doświadczeniami. O’Connor apeluje o to, aby rzucić wyzwanie przyjmowanym z góry pewnikom, by podjąć wspinaczkę po ścieżkach bardziej wzniosłych...
„Miarą człowieka jest wieczność” – powiedział Benedykt XVI. To ona przypomina nam, że wszyscy jesteśmy tymczasowymi mieszkańcami ziemi. Nikt z nas nie jest rośliną, która wciąż rośnie, np. drzewem, które zrzuca liście i obumiera jesienią, by odrodzić się na wiosnę. Wieczność dotyczy także tych pewnych siebie „panów świata” – ludzi, którzy odnieśli sukces, mają pieniądze, są wpływowi. Oni też są tutaj tymczasowo. W każdej chwili każdy z nas może zostać zwolniony, a nasze miejsce zajmie ktoś inny. Życie nie zamelduje cię tutaj na stałe. Nawet dom, w którym mieszkasz, nie jest twój na zawsze, choć tak ciężko na niego pracowałeś, kosztował tyle wyrzeczeń, tyle trudu. Dzięki niemu czujesz, że masz grunt pod nogami? Jesteś niezależny, nieusuwalny, bo masz akt własności w szufladzie? Ten dom nie jest twój, zrozum wreszcie, wynajęto ci go, dano w dzierżawę. Za jakiś czas, bliższy lub dalszy, kto inny będzie w nim mieszkał, a ty otrzymasz... wypowiedzenie. Jakże często zapominamy, że nie tu jest nasze miejsce – na szczęście. Bo czy bylibyśmy bardzo zadowoleni, gdybyśmy tkwili wiecznie w miejscu, gdzie właśnie jesteśmy? Ze wszystkimi niepokojami, cierpieniami tego świata, przeciwieństwami... Nie zostaliśmy stworzeni do niekończącej się walki, harówki ponad siły, nie jesteśmy skazani na męki Syzyfa ani na nicość egzystencjalistów, ani na fałszywy raj hedonistów. Twoje, nasze miejsce jest w górze. Tam trzeba zarzucić kotwicę – w wieczności. Jezus wyprzedził nas i przygotował nam miejsce w domu Ojca, gdzie mieszkań jest wiele (por. J 14, 1-3). Wyraźnie chce, abyśmy byli tam, gdzie On jest. Tu, na ziemi, dał nam możliwość poznania prawdy, nieograniczoną wolność, wielką miłość bez granic i bez złudzeń, jasną i czystą radość bez podstępu i złośliwości. On wie, czego nam potrzeba, dlatego stworzył dla nas piękno zorzy i poranka, widok gwieździstego nieba, wspaniałość górskich szczytów, bezkres mórz i oceanów. Zarezerwował dla nas najgłębsze uczucia, matczyne pieszczoty, najpiękniejsze spotkania, wierność przyjaciół, zachwyt nad sztuką, słodycz muzyki... Nasz świat naprawdę jest piękny – a jest on tylko odblaskiem tego, co w górze. Na ziemi wszystko jest jak gdyby w zwierciadle. Prawdziwa rzeczywistość jest w niebie.
Kiedy więc otrzymasz wezwanie, że masz opuścić tę ziemię, przyjmij je trochę jak zwolnienie ze służby, nowe otwarcie. Wraca się wówczas do domu i będzie się przebywać w wieczności. Dobry Bóg oczekuje wszystkich, cierpliwie i z miłością czeka, zawsze gotowy do udzielenia pomocy, oferujący swoje łaski. Nie będzie jednak nikogo ciągnął do nieba na siłę – zero przymusu. Wybór drogi należy do każdego z nas. I podejmujemy go każdego dnia naszej drogi ku wieczności.



