Amerykański senator John McCain powiedział kiedyś, że Rosja to „wielka stacja benzynowa udająca państwo”. Dziś okazuje się, że na tej stacji nie ma paliwa nawet dla Rosjan. Oczywiście, kremlowskie media próbują tłumaczyć braki na stacjach działaniami nieuczciwych spekulantów oraz nadmiernym popytem, i nie wspominają, że kryzys paliwowy jest jednak skutkiem ukraińskich ataków na rafinerie, przepompownie i magazyny paliw. – Rosyjski przemysł paliwowy jest systematycznie niszczony od 2023 r. Niestety, administracja prezydenta USA Joe Bidena wymusiła wstrzymanie tych ataków w obawie o rosnące ceny paliw przed wyborami. Teraz Ukraińcy mają zielone światło do niszczenia rosyjskiej infrastruktury energetycznej i robią to bardzo skutecznie – mówi Mariusz Marszałkowski, redaktor portalu militarnego Defence24.pl .
Reklama
Wiele wskazuje na to, że obecne działania Kijowa są skoordynowane z Białym Domem. Wystarczy wspomnieć, że prezydent USA Donald Trump pod koniec września stwierdził, iż Putin i Rosja mają ogromne kłopoty gospodarcze i nadszedł czas, aby Ukraina działała. „Kiedy mieszkańcy Moskwy i wszystkich wielkich miast, miasteczek i dzielnic w całej Rosji dowiedzą się, co tak naprawdę dzieje się w tej wojnie, że praktycznie niemożliwe jest dla nich dostarczenie benzyny przez długie kolejki, które się tworzą, (...) że większość pieniędzy wydaje się na walkę z Ukrainą, która ma wielkiego ducha (...), Ukraina będzie w stanie odzyskać swój kraj w jego pierwotnej formie, a kto wie, może nawet pójść dalej!” – podkreślił Trump we wpisie na platformie społecznościowej Truth Social.
Pomóż w rozwoju naszego portalu
Inicjatywa po stronie Kijowa
Po wielu długich miesiącach przewagi Rosjan na polu walki obecnie przewagę zyskali Ukraińcy, bo znaleźli słabe punkty swojego wroga. Czas pokaże, jak bardzo bolesny będzie ten paliwowy kryzys, ale na razie sytuacja jest bardzo poważna, bo przemysł naftowy stracił ok. 40% mocy przerobowych. Kłopoty są również w sektorze energetycznym, bo Ukraińcy atakują też elektrownie oraz oddalone od swojego terytorium o 2,5 tys. km fabryki produkujące turbiny do elektrociepłowni. Sankcje z kolei powodują, że Rosjanie nie mogą odpowiednio serwisować turbin, które kiedyś zamówili w zachodnich koncernach. Już teraz mówi się o systemowym braku energii na poziomie ok. 25%. – Oznacza to, że Rosjanie będą odczuwać skutki wojny z Ukrainą nie tylko przez kolejki na stacjach benzynowych, ale także przez narastający kryzys systemu energetycznego i czasowe wyłączenia prądu – wyjaśnia Wojciech Jakubik, analityk sektora energetycznego.
Reklama
Władze Rosji wprowadziły zakaz eksportu benzyny i oleju napędowego oraz zapowiedziały, że brakujące paliwo będzie sprowadzane np. z Korei Płn. i Singapuru. Rosjanie zaczynają coraz mocniej odczuwać ciężar wojny, a władze kraju muszą radzić sobie z narastającym deficytem budżetowym; zamierzają podnieść podatki, ograniczyć wydatki publiczne oraz wyprzedają rezerwy złota. Obecna sytuacja dobitnie pokazuje, że działania militarne Kijowa są o wiele bardziej efektywne niż poczynania Moskwy. – Nowością jest fakt, że Ukraińcy wspięli się na nowy poziom eskalacji, rażąc skutecznie cele położone w głębi Rosji. Rosnąca siła i efektywność ataków na przemysł rafineryjny, energetyczny, a także chemiczny w Rosji pokazuje, że Kijów przejmuje inicjatywę operacyjną na kilku kierunkach. Oczywiście, Rosjanie się uczą i nie wiadomo, ile czasu ta przewaga Ukraińców będzie trwała – podkreśla Marek Budzisz ze Strategy & Future.
Jesteśmy w stanie wojny
Kryzys paliwowy jest zmartwieniem gubernatorów rosyjskich okręgów i ministerstwa energii, ale ten problem nie dociera do głównego decydenta na Kremlu. Choć Rosjanie zaczynają coraz mocniej odczuwać ciężar wojny, to Putin w czasie swoich przemówień udaje, że wszystko idzie po jego myśli i straszy kolejną wojną z NATO. Ogłosił największy od lat pobór do wojska, by armia Federacji Rosyjskiej osiągnęła zaplanowane 1,5 mln żołnierzy. – Ostatnie wypowiedzi Putina w Soczi wskazują, że jest on dosyć zrelaksowany, bo widzi bardzo duży wachlarz możliwości eskalacji zagrożeń wobec zachodniej Europy. To pokazuje, że Rosjanie będą dalej wykorzystywali swoje możliwości sabotażu i prowokacji wobec NATO – uważa Marek Budzisz.
Reklama
W ostatnim czasie Putin sprawdził reakcję NATO wobec ataku dronów na Polskę i naruszenia przestrzeni powietrznej państw bałtyckich. Demonstrował swoje możliwości w Danii i Niemczech, gdzie drony zakłócały pracę na lotniskach międzynarodowych. Europa pokazuje na razie swoją bezradność, a odpowiedzi USA na zaczepne działania Rosji wobec NATO są zbyt słabe. Taki obraz skłania Putina do dalszej eskalacji działań wobec Zachodu, by odwrócić uwagę od swoich problemów wewnętrznych oraz braku efektów w wojnie na Ukrainie. O wiele łatwiej może odnieść propagandowy sukces, siejąc postrach w państwach europejskich, niż zdobyć jakiś militarny cel na Ukrainie. – Musimy sobie w Europie uświadomić, że jesteśmy w stanie wojny z Rosją. Moskwa nam to cały czas komunikuje, ale my nie przyjmujemy tego do wiadomości. Rosja chce nas zmęczyć, wystraszyć i zdemoralizować, byśmy przestali wspierać Ukrainę oraz znieśli sankcje. A gdy to zrobimy, pojawią się nowe groźby i kolejne, jeszcze większe żądania – zaznacza Marek Menkiszak, analityk ds. Rosji z Ośrodka Studiów Wschodnich.
Putin straszy Polskę
W rosyjskiej narracji wojennej coraz częściej pojawia się kwestia wojny z Polską i całym NATO. Kilkanaście miesięcy temu bardzo długi tekst poświęcił nam były prezydent Dmitrij Miedwiediew, który wykazał, że idealnym modelem koegzystencji obu narodów były czasy PRL, gdy Warszawa była skolonizowana przez Moskwę. Ostatnio tematem Polski zajął się nawet sam Władimir Putin. Za wybuch II wojny światowej obarczył „nieodpowiedzialną” politykę władz II RP, które nie chciały wytyczyć korytarza do Gdańska. Jest to kontynuacja serii jego wystąpień z 2019 r., kiedy to nie mógł się powstrzymać od przytoczenia przykładów z historii Polski. Wówczas oskarżył Polaków, Ukraińców i Litwinów o współpracę z nazistami w Holokauście, co było wstępem do jego polityki „denazyfikacji” w pierwszej kolejności władz w Kijowie. Plan ten nie wyszedł, bo najpierw wojnę opóźniła pandemia, a po 2022 r. Rosjanie ugrzęźli na Ukrainie. Dlaczego teraz Putin i jego otoczenie wracają do tej narracji?
Dyrektor Centrum Mieroszewskiego dr Ernest Wyciszkiewicz uważa, że Polska jest dla Kremla ważnym i najbardziej niewygodnym krajem w całym regionie. Putin chciał nam powiedzieć, że jeśli polskie władze nie będą słuchały jego sugestii, to spotka je taki sam los jak II RP w 1939 r. Wskazał, że mniejsze państwa w regionie powinny uszanować imperialne plany Moskwy i uznać tę asymetrię, a nie wychylać się ponad swoją miarę. – To przemówienie pokazuje nam, że Polska odgrywa ważną rolę zarówno w polityce Kremla, jak i w zwykłej rosyjskiej mentalności. Putin dostrzega nawet aspiracje Polski do grania ważnej roli w Europie – tłumaczy dr Wyciszkiewicz.
Fakt, że rosyjskie władze doceniają Polskę pod względem rozwoju gospodarczego i rosnących wpływów w Europie, nie musi oznaczać czegoś dobrego. Ostatnio mieliśmy ataki dronowe, próby sabotażu na kolei, a nawet niebezpieczne ruchy koło gazociągu Baltic Pipe. Wiemy też, że Wojsko Polskie codziennie odpiera setki ataków cybernetycznych, a polskie służby udaremniły strącenie samolotu cargo. Niedawno Kreml zapowiedział, że Polska zostanie zaatakowana rosyjskimi dronami przez Ukraińców. Amerykański Instytut Studiów nad Wojną przestrzega, że to właśnie Rosja planuje atak na polską infrastrukturę pod fałszywą flagą, by obwinić Ukraińców. W relacjach polsko-rosyjskich nic się od wieków nie zmieniło, bo Moskwa jak zwykle szantażem i sianiem postrachu próbuje zwasalizować Warszawę, czyli wymusić uległość i posłuszeństwo, na które Polska nie może się zgodzić.





 
                               
            
     
            
     
            
     
            
     
            
     
            
     
            
     
            
     
            
             
        
         
            
     
            
     
            
     
            
     
            
     
            
    