I gdy z Europy Środkowo-Wschodniej płynęły ostrzeżenia – z Polski, z krajów bałtyckich, z Ukrainy – Berlin i Paryż reagowały z pobłażliwym uśmiechem. „Alarmiści z Wschodu” mieli kompleksy, a nie rację. Dziś to oni mają groby, a tamci – rozdziały w książkach o błędach. Kauffmann pisze o „operacji uwiedzenie”, w której Putin zagrał Zachodem jak orkiestrą. Po trzech dekadach od upadku muru berlińskiego Europa zbudowała nowy mur – z pychy, złudzeń i gazowych rur.
Bronisław Wildstein, komentując tę diagnozę, trafnie wskazał ideologiczne źródła tej słabości: Zachód odrzucił moralny kręgosłup, a w jego miejsce wstawił wiarę w handel i poprawność. Donald Tusk, jak to ma w zwyczaju, wyśmiał tę analizę – tak jak przed laty jego minister Radosław Sikorski kpił z ostrzeżeń Jarosława Kaczyńskiego, pytając drwiąco, czy „prezes jest na proszkach?”. Gdy Merkel blokowała Ukrainie drogę do NATO, a miliardy z Nord Streamu pompowały Kreml, polski rząd Tuska walczył nie z Moskwą, tylko z Lechem Kaczyńskim. W efekcie – Putin miał wszystko, czego chciał: gaz, wpływy, przyzwolenie.
Pomóż w rozwoju naszego portalu
Dziś, gdy francuscy i niemieccy politycy przyznają, że „trzeba było słuchać Polski”, trudno nie dostrzec, jak historia zatoczyła ironiczne koło. Ci sami, którzy wczoraj kpili z „antyrosyjskich obsesji”, dziś mówią o „lekcjach Wschodu”. Ale lekcja ta kosztowała tysiące istnień i setki zniszczonych miast.
„Eksperyment nad Wisłą” – jak pisał niemiecki Berliner Zeitung – trwa nadal, tylko laboratorium się zmieniło. W Berlinie analizują błędy z przeszłości, w Warszawie popełniają nowe. Bo jeśli ktoś naprawdę nie wyciąga wniosków z historii, to nie „zaślepieni” z Paryża i Berlina, lecz ci, którzy powtarzają ich błędy, tylko pod innym sztandarem.




